niedziela, 29 maja 2016

Doświadczanie porażki.



Najtrudniejszym dla mnie problemem, jaki spotkałam w swoim życiu jest odnalezienie mojej definicji szczęścia.Kładłam się do łóżka spać i użalałam się nad sobą, zadając sobie bombardujące mój umysł pytania na temat mojej drogi życiowej, mojego pomysłu na siebie - kiedy w końcu osiągnę jakiś satysfakcjonujący mnie punkt. Tak minęło kilka dobrych lat.
Robiłam cokolwiek, byleby spełnić oczekiwania moich rodziców, pracodawców i wszystkich otaczających mnie ludzi. Robiłam to co należy, wypada i to co pozwoliłoby mi się od tego świata zresetować. Żyłam z dnia na dzień bez sensu, bez planu, ani wizji. Nie szanowałam przede wszystkim siebie, próbując zadowolić wszystkich, tylko nie było w tym mnie. Byłam po prostu nieszczęśliwa i nie rozumiałam dlaczego nie mogę się wziąć za siebie i działać w kierunku, który zapewni mi chociaż minimalną satysfakcję. Było mi jeszcze trudniej, ponieważ innym wydawało się, że nie mam na co narzekać, bo ciągle idę do przodu, rozwijam się i osiągam sukcesy. Wtedy myślałam, że może faktycznie? Może mam jakieś wygórowane ambicje, a nie jestem w stanie im sprostać i tak krążyłam pomiędzy moim zdaniem o mnie, a opinią innych.

Wielkim przełomem była swego rodzaju porażka, nieporadzenie sobie z wyzwaniem, jakie sama sobie wybrałam i tak rzuciłam studia, wtedy kiedy byłam dość blisko ich skończenia. Długo biłam się z myślami, walczyłam z niechęcią i blokadą jaka na mnie ciążyła. Szczerze? Brałam pod uwagę tylko to co pomyślą moi rodzice, znajomi i nieznajomi. Jak to? Ja nie dokończę ich? Tak po prostu, zostawię je w takcie trwania? To totalnie nie było spójne z moim dotychczasowym ponoszeniem konsekwencji za moje wybory. Ja nawet książkę, która totalnie mnie nie wciągała czytałam z przymusu do końca bo nienawidziłam wręcz niedokończonych spraw. Ale zdobyłam się na to w momencie, kiedy nakazałam sobie posłuchać siebie, a nie tego co trzeba. Chcę teraz powiedzieć, że to była najlepsza decyzja mojego całego życia, mimo że paradoksalnie stała się również moją życiową porażką.

Tak wiele mnie ta decyzja nauczyła. Teraz wiem, że warto iść za swoimi marzeniami i nie patrzeć na innych, tylko na to co nam w duszy gra i zaryzykować. Bilans strat i zysków okazał się dla mnie zaskakująco nieważny. Poczułam się wolna. Nie namawiam teraz oczywiście do rzucania studiów. Chcę tylko zaznaczyć, że czasem nie możemy zdobyć się na doświadczenie porażki w naszym życiu, a to właśnie moment kiedy się z nią świadomie stykamy, pozwala nam niejako poznać siebie głębiej. Ludzie w skrajnie beznadziejnych sytuacjach zachowują się najwiarygodniej wobec samych siebie. Grunt to nie iść na oślep, mieć wizję tego jak chcielibyśmy żeby wyglądało nasze życie i po prostu zadziałać w tym kierunku. Trzeba zauważyć, że to kolejny mały kamyk potrafi często przeważyć i stworzyć niebezpieczną osuwającą się lawinę, która sieje spustoszenie. Ja swoje kamyki zauważam odkąd zdecydowałam się zaryzykować i dopiero teraz, po prawie roku od podjęcia tej trudnej dla mnie decyzji, widzę osuwającą się lawinę pozytywnych zdarzeń.

Tak wiele powodów naszych niepowodzeń i przyczyn nieszczęścia szukamy we wszystkich innych dookoła nas. Świadomość, jaka może zrewolucjonizować nasze życie jest odnalezienie kamyka, który pozwoli nam zacząć zmianę od siebie..Na podsumowanie chciałabym jeszcze powiedzieć, że na sobie powinniśmy skończyć. Nikt nie przeżyje za nas naszego życia, a jego początkiem zawsze jest podjęta decyzja.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

cieszę się, że tu jesteś i zostawiłeś/aś po sobie ślad!
Zapraszam ponownie!