czwartek, 11 lutego 2016

startujemy!


Wiesz, ja też kładę się spać i nie mogę uspokoić swoich myśli. One tak biegają po mojej głowie, że zastanawiam się, dlaczego moje nogi nie umieją rozwijać tak zawrotnych prędkości.

„Och, jeszcze tego zapomniałam – no dobra to wstanę te 10 minut wcześniej, żeby to zrobić.. Oczywiście zjem sobie śniadanie, wypiję kawkę i pomaluję się tak jak lubię, wstanę zatem te 30 minut wcześniej, żeby wszystko zrobić sobie na spokojnie..” Po dźwięku budzika nawet przez myśl mi nie przejdzie, ta ważna rzecz, do zrobienia na wczoraj, albo i tydzień temu znając mnie.. Przed wyjściem? Co ja mówię? Przed wybiegnięciem do pracy, bo przecież już tak późno, przypominam sobie, że przecież.. miałam, musiałam, chciałam! To się nazywa, złe rozpoczęcie dnia, który konsekwentnie w całej swojej okazałości obraca się wokół tegoż nieszczęsnego incydentu.
Niby podejmuję próby organizacji swojego czasu, bo to raz – takie konstruktywne, dwa – takie modne. Tylko coś mi tu nie idzie, tak jak trzeba – generuje to tylko kolejną sprawę – kolejne wyrzuty sumienia . A wyobrażasz sobie zasypiać spokojnie? Cieszyć się z minionego dnia i z niecierpliwością wyczekiwać kolejnego? Ja też nie, choć wyjątkowo nie lubię się nad sobą użalać. Przytłacza mnie w tym wszystkim to dążenie do perfekcyjności, multitasking, umiejętność posługiwania się kilkoma językami, wysokie stanowiska, prężnie rozwijające się firmy, rozwój osobisty, piękne wnętrza, dopracowane zdjęcia, idealne makijaże i systematyczność w pielęgnacji, minimalistyczne outfity, estetycznie podane jedzenie, zdrowy tryb życia, sport i dalekie podróże, przerysowane relacje międzyludzkie .. a ja ciągle, mimo iż bym chciała (a chcieć to ponoć móc?), blado w tym wszystkim wyglądam. To powoduje tylko jedno, ciągle jestem z siebie niezadowolona, a przy tym nie umiem się zmobilizować do tego, aby zrobić coś, żeby moje superego przestało być moim trzecim głosem w głowie. Tym schematem idąc uciekł mi kolejny rok, jakże przełomowy w planach 2015! Całe nic w nim dokonałam z perspektywy tego ego, realistyczne podejście do sprawy usprawiedliwia mnie po cichu, że na tle innych nie jest ze mną przecież aż tak źle, a potem mój wewnętnrzy drugi głos – Wałkoń Zawodowy – flegmatycznym tonem zachwyca się nad moimi próbami, zrobienia tego wszystkiego, co zrobić planowałam. Tu kolejny raz pragnę napomknąć, nienawidzę się nad sobie użalać, po prostu wkurza mnie niemiłosiernie to, że nie mogę się za nic wziąć na poważnie.
Będąc na ostatnim szkoleniu z zarządzania, prowadzący je stwierdził: „Ty Natalia, jesteś jak rakieta.” Myślę sobie z głupkowatym uśmiechem na twarzy: Oooo super! Rakieta kojarzy mi się z czymś nietuzinkowym, wystrzałowym, prężnym i potężnym. Oto ja – RAKIETA! Nie skończyło się tak pozytywnie, jak się zaczęło, bo w tym momencie dodał jedno: „Brakuje Ci paliwa. Nie wiem, czy wiesz – rakieta podczas startu zużywa największą część swojego paliwa, bo najwięcej energii wymaga wybicie się z atmosfery i walka z grawitacją ziemi, potem jak już tego dokona, to jest jej stokroć łatwiej – przemyśl to w kontekście twojej osobowości i skup się na tym co najistotniejsze” Mój umysł przepracował to zdanie na najwyższych z możliwych obrotach iiii… rakieta nie brzmiało już w mojej głowie tak entuzjastycznie. Przejrzał mnie na wylot – nie umiem zmobilizować się do początku, a przy tym nie widząc szybkich, a do tego zadowalających mnie efektów, przynajmniej tak spektakularnych jak zwalczenie grawitacji, założenia które mam w głowie płoną rzewnie na stosie z mojego słomianego zapału. Wnioski z tych przemyśleń też nie były proste, nie mam tej ilości paliwa, której potrzebuję, a przy tym nie wiem gdzie miałabym się w nie zasilić.
To wszystko prowadzi do jednego. Chcę prowadzić tego bloga, bo wiem w końcu o czym miałabym pisać. Pokrótce, walka między tym, co chciałabym, a czego ogromnie nie chce mi się robić, w każdej możliwej płaszczyźnie mojego życia. Droga do poszukiwania paliwa, potrzebnego do startu, w konsekwencji tego zmagania z czynnikami, które na pozór grawitacji ściągają nas w dół i miejmy nadzieję, wrażenia z lewitacji nad atmosferą własnych ograniczeń, kiedy w końcu dopnę swego.

Do następnego!

2 komentarze:

cieszę się, że tu jesteś i zostawiłeś/aś po sobie ślad!
Zapraszam ponownie!